Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tach. Pani porucznikowa niewiele w swem życiu czytała, a do rzeczy niegdyś przeczytanych małą przykładała wagę. Nie obchodziły ją sprawy polityczne, ani tem mniej — społeczne. Jasiołd natomiast cały żył w książkach i sprawy w druku wyczytane były dla niego ważniejsze, niż jadło, napój, odzienie i własne życie. Od pewnego czasu zajmował się polityką, losem narodu, gorzał od uczuć społecznych. Zaczął tedy być mentorem pani Śnicowej we wszelkich sprawach tego gatunku. Ona go rozumiała doskonale. Jego jednego rozumiała. Gdy on mówił jej o tych rzeczach, wiedziała, co to takiego, pojmowała wszystko. Zadawała mu najprostsze pytania, dziwnie naiwne, najmniej oczekiwane podchwyty prostackiego rozsądku. Tłómaczył jej wtedy wszystko, od samego początku, co tylko wiedział, wtłaczał w głowę, jak łopatą, elementarne wiadomości i pojęcia. Pytała go, co to są właściwie te jakieś legiony? Czego chcą, o co chodzi w tem wszystkiem? Czemu on sam miał się bić, a teraz przestał? Dlaczego ma być Polska, o której teraz zaczęli tak na gwałt wykrzykiwać, i jakim sposobem możliwe jest myśleć, żeby owa Polska była na tem miejscu, gdzie przecie jest „Rosya“ (Królestwo) i Galicya? I tak bez końca. Jasiołd wyzwierzał się nieraz na nią, czynił jej sarkastyczne i gorzkie wymówki, miotał złośliwe uwagi, złościł się, albo popadał w grobowe milczenie. Wtedy z pokorą rozpytywała go coraz szczegółowiej, docierała do dna rzeczy i pojęć, kazała sobie powtarzać wielokrotnie, objaśniać na przykładach, pisać na papierze, aż zrozumiała. Ale nietylko o polityce toczyła z nim