Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pugilares, otworzył go, zajrzał do wnętrza... Potem złożył go znowu i oddał Śnicy. Ten wydobył safianowy notesik i, oddarłszy kartkę, miał zamiar pisać. Ale chłop podniósł na niego oczy i rzekł:
— Panie! Przecieś tosamo, widzę, krześcianin. Ja nie krzyw! Wybrały mię na sołtysa. Smiełuj się, panie!
— Sąd wydał wyrok. Skończone. Co masz powiedzieć?
— A co mam powiedzieć! Ja nie krzyw!
— Chciałem ci dać księdza. Ale gdzie go tu szukać. Tu przecie księdza w wsi niema?
— Niema.
— A no, sam widzisz. Więc co im powiedzieć?
— A co powiedzieć... Ja nie winowaty!
— Więc — nic?
— A cóż? — Nic. Tyla, że ja nie winowaty.
— No, to módl się!
Wieśniak złożył obiedwie wielkie ręce i począł mówić głośno, patrząc prosto w oczy porucznika: „Ojcze nas, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje“... Gdy kończył ostatnie słowo modlitwy, oficer odstąpił na bok i wyciągnął pałasz z pochwy. Pot wielkiemi strugami począł lać się po twarzy sołtysa. Krople tego potu, jak banie, pękały na jego czole i płynęły wzdłuż oblicza. Ręce jego drgnęły i oczy skierowały się w stronę chłopca, kulącego się u przyciesi stodoły:
— Józek! Te... Józek! — spełzł z jego warg szept straszliwej boleści.
Ale nim dobiegł do uszu chłopca, rozległ się huk zbiorowego strzału dziewięciu karabinów. Czaszka