Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kobiety z dziećmi — i bezsilnych dziadów. W głębi lasu wyłapano gospodarzy i gospodynie. Śnica dopytywał się kupy pojmanych, który tu między nimi sołtys, gdyż ma go o coś zapytać. Wystąpił z głębi chłop rosły, rumiany, z trzeźwem i mądrem spojrzeniem. Porucznik zapytał go, jak się nazywa i czy jest istotnie sołtysem w tej oto gromadzie. Wieśniak ze spokojem dawał twierdzące odpowiedzi. Wzięto go pod karabiny i ruszono z powrotem do sioła. W domu tego sołtysa, za jego stołem zasiadł sąd, złożony z kaprala, dwu starszych i dwu młodszych żołnierzy. Kapral zadał sołtysowi kilka pytań. Czy obora, na której strychu wiszą okrutnie pomordowani żołnierze austryaccy należy w rzeczy samej do niego? Czy wiedział, że Moskale będą wieszać ułanów? Czy dostarczył im po temu pomocy? Czyje to są postronki, na których trupy wiszą? Sołtys odpowiadał spokojnie, iż chata i obora należy do niego. O tem, że Moskale mają wieszać pojmanych jeźdźców, nie wiedział, ale widziało mu się odrazu, że z tymi w czerwonych portkach źle będzie, bo ruskie były czegosi zażarte na śmierć, gadały o jakiejsi spalonej wsi z całym narodem, ale toto było trudno wyrozumieć, co gadają. Tyla było widać, że się wściekają i strasznie sobaczą. Wegnały tych chudziaków czerwonych na podwórze, a potem się wzięły dopytywać, czy tu niema miejsca dobrze ukrytego, a przestronego. Nie wiadomo było, do czego to ma być, to im pokazał boisko w stodole. Nie podobało im się. Dopiero, jak im pokazał stryszek nad oborą, to się zakrzątnęły w try miga. Zaczęły wołać: wieriowok! Cości go tknęło. Mówi,