Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

młyna przekop ten kończył się w lesie olszowym, schodzącym w głębokie, nieprzebyte mokradła. Ten „przyczółek“, jak swój rów z emfazą nazywał porucznik Śnica, był nieustannie ostrzeliwany przez Moskali, stojących w lasach i na pagórkach okolicznych. Siła ich nie musiała być potężna, gdyż nie kusili się o wyrzucenie oddziału i wzięcie szturmem grobli, — czy też maskowali swe zamiary sforsowania błotnistej niziny w innem miejscu, na bitej drodze stopnickiej, — dość, że oddziałek porucznika wciąż ściągał na siebie szrapnele i ogień karabinowy. Aczkolwiek nieźle osłoniony przykopą gliniastą oddział ze stu kilkunastu stracił czterech ludzi od tego moskiewskiego ostrzeliwania. Trzech żołnierzy zabił pocisk, czwartego śmiertelnie zraniła kula karabinowa. W przekonaniu, że niedługo przecie w tem miejscu leżeć wypadnie, żołnierze wynaleźli dla poległych towarzyszów cmentarz w ich mniemaniu najdostojniejszy. Umieścili ich w owej stromej ścianie gliny, stojącej samotnie nad stawem. Wybrali tam łopatami jak gdyby kryptę, wsunęli w nią kamratów i zasypali wygrzebaną gliną. Sarkofag ów stał tuż nad nimi. Tamci, śpiący wewnątrz ściany, zdawali się wciąż jeszcze brać udział w dniach i pracach oddziału. Gorące, prawie upalne słońce wrześniowe raziło w przypołudnia ową ścianę tak potężnie, iż rozkładające się zwłoki, puchnąc, widać, od upału, zaczęły rozsadzać odwieczne namulisko. Gliniasta tafla jęła poruszać się, osypywać, wzdrygać, jakby wić ze wstrętu. Żołnierzom, patrzącym wciąż na nią w bezczynności, zdawało się, iż tamci, od tygodnia w glinę zamuro-