Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bliżu okna. Wieczór był niezmiernie gorący. Słaby, lecz szybki i jakby zdyszany plusk morza, kołyszącego się w dole, dochodził do uszu. Ów rytm jednostajny zdawał się być głosem krwi, bijącej w skronie. Isolina zbliżyła się do okna, żeby opuścić firankę, gdyż, w cnotliwości swej, chciała zapobiec temu, ażeby ktokolwiek z plaży widział mężczyznę w jej stancyjce. Śnica nie przeszkadzał jej w tym zabiegu. Lecz gdy wracała w kierunku drzwi, w celu odkręcenia światła elektrycznego, stłumionym głosem wycedził przez zęby, że nie trzeba światła zapalać. Spytała — czemu? Wtedy wyciągnął ręce i chwycił ją w ramiona. Jej ręce i nogi wyprężyły się, jak stalowe sprężyny, gdy go z całej mocy odtrącała. Ciało, jak łuk, się wygięło. Lecz Śnica był bezwzględny i mocny. Po chwili młoda Włoszka była w jego ręku, jakby w kłębek zwinięta. Jej szamotanie się stopniowo ustawało, a ręce były coraz bezwładniejsze. Bezsilna, zmęczona głowa dziewczęcia opadła na wszechwładne męskie ramię, a usta nie wiedzieć kiedy i jakiem prawem nawinęły się pod usta. Wpił się w nie wargami nienasyconemi na czas długi, jak ta cała płomienna noc. Lecz gdy wreszcie opity rozkoszą, oderwał na chwilę od tych ust usta, wycisnął z nich jęk tak przejmujący, że go to nawet w tej chwili zastanowiło. Już raz słyszał ów jęk z jej piersi, wówczas, gdy się dowiedziała, że ojciec umiera. Ten sam to był pogłos przerażenia, krzyk z głębokości niedoli:
O, Dio! O, Dio! O, Dio!
Lecz straszna suma cierpienia, zawarta w tem wołaniu, podnieciła go tysiąckroć bardziej. Zaczął okry-