Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pełności przygotowana. Myła się i kąpała codzień, od tygodnia. Artysta jeszcze nalegał, wciąż z łagodnym i poważnym uśmiechem. Zwyciężona przez ten właśnie uśmiech, weszła za rozstawione w kącie stalugi, szybko zrzuciła suknię i bieliznę. Śnica, nie patrząc na jej nagość, wyprowadził ją w pewien oświetlony punkt pokoju, kazał oprzeć się o brzeg szafy, a sam zasiadł na małej sofie i począł żarliwie rysować na twardych kartonach niewielkim pędzlem, maczanym w tuszu. Młoda panna doznała wielkiej ulgi i dziwnej rozkoszy. Obnażenie się nie sprawiało jej teraz wcale przykrości. Przeciwnie, stało się źródłem szczególnie ekscytującej pychy, wyniośle beztroskliwej fanfaronady, jakiejś grandezzy i pewności siebie, poczucia piękności swego „aktu“ Nie opierała się, gdy malarz prosił o zmianę pozycyi, to tak, to owak, o odsłanianie się coraz bezwzględniejsze. Gdy wreszcie przestał rysować, prosiła koniecznie, żeby mogła zobaczyć, co zrobił. Zbliżył się z zeszytem kartonów i pokazywał świetne swoje szkice. Był pierwszorzędnym mistrzem rysunku. Isolina zdumiała się nad podobieństwem swem, chwyconem tak niezrównanie. Patrzyła z zachwytem i szczególniejszą dumą na doskonałość swych form, uwiecznioną ręką takiego artysty. Stała obok tego mistrza naga i teraz znowu drżąca, jak w ciężkim ataku febry. Serce jej leciało, w skroniach biły tętna. Śnica podniósł na nią swe przezroczyste, jastrzębie źrenice. Uśmiech dziwny osiadł na jego wargach. Smutek, pełen żałości, przepłynął wskroś pięknej twarzy, jak przepływa cień chmury przez dorodne zboże. Złożył zeszyt i cicho rzekł: