Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na drugiej marmurowej tablicy, którą światło dnia z mroku wydobyło, Berto napotkał oczyma i pierwszy raz przeczytał tę najzjadliwszą z inwektyw Dantego przeciwko Florencyi:
Molti han giustizia in cor, ma tardi scocca,
Per non venir senza consiglo all’arco;
Ma il popol tuo l’ha in sommo della bocca!
Molti rifiutan to commune incarco,
Ma il popol tuo sollecito risponde
Senza chciamare, e grida: Io mi sobbarco!“
Or ti fa’ lieta, chè tu fai ben onde
Tu ricca, tu con pace, tu eon sènno“.
Och, uciec! Uciec z tego zbiorowiska wiecznych przeciwieństw, gdzie, unikając jednej klęski, popada się w drugą stokroć gorszą! Raz jeszcze westchnąć w tamtej dolince, posłuchać, co szemrze młodzieńczy strumień, raz jeszcze odnaleźć samego siebie! Być przez jeden jedyny dzień sobą samym! Dolino, dolino... — marzył stary człowiek, ująwszy głowę w dłonie i kołysząc ją w prawo i w lewo. Wiedział, iż to marzenie nie może się ziścić, że nie można wyjść z zaprzęgu swego, że uczuć swoich nie można rozwiązać wbrew sobie i zdjąć ich ze swego ducha. Sam tylko Bóg mógłby je rozwiązać i unicestwić zaprząg życia. Ażeby to uczynić samemu, trzebaby być katem względem własnych dzieci, opuścić je w szalonym wirze tego miasta, podnieść rękę z siekierą na coś świętszego, niż życie, na swoje własne, tajne uczucie. Nie miał na tyle siły. Lecz modlitwa jego stała się głęboka i żarliwa, wysoka i strzelista. Podniósł oczy z prochu ziemi i szukał Boga. On jeden