Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skazana na straszliwe, szpitalne jadło z nieświeżego mięsa i niedogotowanych jarzyn. Nie będzie już bezsilnie znosić niepotrzebnych wizyt ginekologa z miasta, który wpada do zakładu, kiedy ma czas i chęć po temu, odrzuca z położnicy kołdrę i łapami żółtemi od jodyny ugniata ją i klepie, jak mu tam „nauka“ dyktuje, ażeby wypaść za drzwi z okrzykiem dla wyższej elegancyi, według jego mniemania, francuskim:
Bonne nuite, madame!
Poprzez liście i zwoje kwiatów altany widziała w oddali willę na wzgórzu, jakby czarujące marzenie, jakby obraz wymarzonej, niewiarygodnej rozkoszy. Drżała z trwogi, że ten sen skończy się, a obraz rozwieje. Umyślnie, przemocą wracała wyobraźnią do swego numeru, ażeby zbyt nie cierpieć, gdy się to wszystko nie powiedzie. Modliła się wewnątrz siebie tak żarliwie, jak nigdy jeszcze w życiu. Powtarzała, leżąc bez ruchu po stokroć i po tysiąckroć imię Zbawiciela, jakby tłukła głową u Jego drzwi.
Posłyszała, że wierzeja wejściowa zgrzyta, i zobaczyła pana Granowskiego, który w weselu zstępował ze stopni marmurowych. Istny anioł pocieszyciel! Za nim szedł naczelny lekarz w swym białym kitlu. Lekarz był rozpromieniony i coś opowiadał, wywijając rękami. Obadwaj zbliżyli się do altany. Pan Granowski, stanąwszy u wejścia, skłonił się pani Śnicowej i mówił napoły do niej, napoły do doktora płynnie po włosku:
— Pan profesor zgadza się na wszystko. Za pięć dni oczekuję szanownej pani. Automobil zajedzie o