Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— czy wreszcie kto ze znajomych, z przyjaciół, z gości?
— Doprawdy? Któżby mógł skraść papier taki? — pytał Śnica w zamyśleniu.
— Szukałem ci ja tego worka z testamentem wszelkimi sposoby, na jakie stać człowieka, nająłem detektywa, przetrząsałem kuferki owych bab kościelnych. Napróżno, drogi panie! Worek przepadł, jak kamień w wodzie.
Śnica kiwał głową, potakując, i patrzał uważnie w oczy milionera. Po pewnym czasie rzekł:
— To musiał zrobić ktoś, komu na tem zależało, żeby testamentu nie było. Is fecit cui prodest. Nieprawdaż?
— Na pamięć oto muszę konstruować sobie ów zapis mego zięcia, — ciągnął pan Granowski, nie zwracając na ostatnią sentencję uwagi. — Na pamięć, panie, z majaczeń mej Xenii w chorobie buduję całość planu i w taki to sposób „jestem w tem“, ażeby go odtworzyć i odbudować.
Śnica milczał.
— Czy mam zdać panu rachunek z tego, co i jak przedsiębiorę? — spytał ironicznie właściciel willi.
— Zobaczymy... — rzekł malarz, odsłaniając dwa szeregi zębów prześlicznych i, jak ser, białych.
— Nad czemże pan teraz pracuje?
— Mam robotę przy restauracyi starych fresków w Palazzo Vecchio i w innych budach.
— To przyjemne zajęcie?
— Nie wiem, czy to przyjemnie wisieć na wznak w leżaku i mazać według czyichś pomysłów kulfony