Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wybranego, bito basałykami, czyli batami o żelaznych końcach. Nasza dobroczynna cywilizacya nietylko poobrywała żelazne końce batów, ale nadto i same basałyki zamieniła na knut, a ten ostatni na pędy rośliny tak niewinnej i poetom miłej, jak brzoza płacząca.
Srogooki feldfebel pomógł delikwentowi do z jednej strony całkowitego, z drugiej częściowego pozbycia się uniformu i do zajęcia miejsca na ławie w pozie nieestetycznej, co prawda, ale za to uwypuklającej bardzo dobrze część ciała, przewidzianą w danym wypadku przez prawo.
Nie jestem wcale tak zepsuty, abym nie rozumiał tego, że prezentując broń przez czas trwania operacyi, my wszyscy, widzowie, czciliśmy w tym wypadku przejaw potęgi prawa pisanego, ale zanim pierwsze razy padły i kiedy wszyscy mieliśmy oczy zwrócone na obnażonego, scena miała sens taki, jakby ta ogromna kupa ludzi oddawała z najwyższem namaszczeniem honory wojskowe — tym razem wystawionej manifestacyjnie na pokaz, a zazwyczaj zasłoniętej szczelnie okolicy ciała ludzkiego.
Rozległa się komenda Czeremisowa:
— Raz, dwa, trzy, cztery...
W przerwach między jednym a drugim rozkazem słychać było świst wici i głębokie westchnienie skazanego żołnierza. Jego białe drgające ciało pokrywały gęste granatowe pręgi. Nim oficer naliczył pięćdziesiąt, zaczęła krew tryskać. Po każdem podniesieniu i zamachu wici, krew ta, strącona z gałązek, do których przyległa, padała kroplami na obecnych. Operowany kwiczał chwilami, jak prosiak. Kilkakrotnie usi-