Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

co mnie interesuje, co stanowi horyzont mojej, jeśli jeszcze można się tak wyrażać, — duszy. Opisałem Ci już bal i okoliczności, jakie go urozmaiciły. Po balu nastąpiła reakcya w postaci haniebnej ciszy. Do państwa Kłuckich nie kwapiłem się zbytecznie w celu uniknięcia wszystkiego, co spotkanie z panną Maryą mogłoby za sobą pociągnąć. Taki, patrzajże, jestem świątobliwy! Ty, rozumie się, z natury rzeczy, jako przecież sceptyk, będziesz się uśmiechał z moich tryumfów w szrankach miłosnych i gotów jesteś powiedzieć, że wcale jeszcze empiryzm do wiadomości nam nie podał, po co właściwie piękna panna wysyła mnie do zimnego pokoju, czy tam sieni, ale ja znowu nie przeceniam tak dalece całego pańskiego sceptycyzmu, mój Panie!
W tydzień, zdaje się, po balu, wieczorem w niedzielę poszedłem do państwa Zapaskiewiczów. Wyznam, że stukając do drzwi ich domu, czułem, że z takim zapasem odwagi na wojnę, dajmy na to, za dawnych czasów, niepodobna byłoby wyruszyć. Pocieszała mnie tylko ta kombinacya, że jeżeli mnie Izmaiłow znowu i stąd «wyleje», to nie stanie się to po raz pierwszy. A czyliż, pytam, może powieszonemu jakąkolwiek sprawiać sensacyę powtórne zakładanie stryczka? Mizerne jest całe obywatelstwo państwa referentowstwa. Trzy pokoiki w jednym z tych nie tyle chędogich, ile ubogich domków, jakie zdobią plac, zwany w nieurzędowej mowie gminu «końskiem targowiskiem». Cała, ze wszech miar godna rodzina państwa Zapaskiewiczów, dusi się, nocując w ciasnej, niskiej i wąskiej izdebce, a najobszerniejszy z trzech pokojów wydzierżawia po to tylko,