Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo gniewał, zacichała, a nawet robiła miny i grymasy przytakujące, albo wprost udawała rewolucyjny entuzyazm.
Nie na samych wiecach i zebraniach bywał młody Baryka. W tłumie, w podnieconym, wzburzonym, rozjuszonym natłoku ludzi, pędził nieraz do więzień, gdy wywłóczono z lochów różnych białogwardzistów, reakcyjnych generałów, wsławionych okrucieństwami, i gdy ich mordowano. Patrzał, jak się w tej robocie odznaczali marynarze, oraz rozmaite osoby urzędowe. Czekał nieraz długo na samowolne egzekucye i przypatrywał się nieopisanym szaleństwom ludzkim, gdy zabijano powolnie, wśród błagań skazańców o rychlejszą śmierć. Gdy wracał z tych widowisk i opowiadał matce szczegółowo, co to tam było i jak się odbywało gdy miał oczy rozszerzone, nozdrza rozedrgane, gdy był zziajany, wzruszony, uśmiechnięty dyabelskim półuśmiechem, ona cofała się przed nim, wlepiała weń przerażone oczy i mamrotała swe modlitwy. Pewnej nocy, gdy twardo spał, zeszła do piwnicy ze ślepą latarką i wykopała znaczną część skarbu, złożonego przez męża. Tę większą i cenniejszą część wyniosła za miasto i ukryła w murach starych zwalisk, w pewnej wnęce, którą najprzód z premedytacyą zbadała. Ta jej przezorność, — wynikająca z głuchego rozumienia prostackiego, z instynktu, jakim się w wojnach i rewolucyach rządzą i kierują ludzie przyziemni, tak zwani ciemni, chłopi, kupczyki, mali przemysłowcy, podmiejscy rzemieślnicy i drobni zarobnicy, — wnet wzięła swój skutek. Wydany został dekret komisarski, ażeby każdy, ktokolwiek ma skarb zakopany w ziemi,

31