Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstrętne, gazeta nie ukazywała się we właściwym terminie i ogrom trudów stanął w poprzek drogi. Mimo to wszystko sprawa szła naprzód. Począł się właśnie w odcinku druk studyum o parobkach i wywołał zainteresowanie.
Pewnego dnia stanął we drzwiach redakcyi gość niespodziewany. Był nim pan Olśniony. Miał, jak za pierwszej bytności, oczy przymknięte, na wargach uśmieszek. Zbliżył się do stołu, gdzie Elżbietka cięła opaski, złożył pocałunek na głowie tego dziecka, westchnął i usiadł. Raduski przysunął swe krzesełko i mimowoli zadał sobie pytanie, czy też lada moment nie nastąpi tak zwane starcie przekonań. Olśniony, wykwintnym ruchem ulokował na biurku swój cylinder, odpiął guziczek czarnej rękawiczki, drugi guziczek i, kiedy zaczął ściągać połyskującą skórkę z dużego palca, rzekł z uśmiechem:
— Czy też kolega domyśla się, czemu to drukarze tutejsi zrywają umowy i, jak sądzę, zrywać je będą aż...
— Domyślam się...
— Niechże kolega raczy mi wymienić tę przyczynę.
— No pocóż te formalności? Przecie to pan...
— Tak, to ja. Widzimy tedy, że zdejmuję maskę.
— Co prawda, to ja widzę tylko, że pan zdjąłeś rękawiczkę.
— Mam nadzieję, że szanowny kolega oceni tę moją szczerość i dla niej przebaczy mi winę oddziaływania na drukarzy.
— O, z całą gotowością, ale pod jednym warun-