Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a tu niema. Stoi jakisi cudaczny budynek, przy nim obora, a dalej las, jak sadze. Jezu! zawołałam ja pierwsza, cóż to jest takiego? Stanęlimy, patrzymy się, a tu koleja pychu, pychu, pychu, pychu... poszła! Wczoraj się to zdarzyło, przed północkiem. Święta Domicelo, powiedzielimy z panią Pisarkiewiczową, a to my, widać, nie w Palenisku wysiedli... Dwa kuferki, jeden mężusiów, drugi pani Pisarkiewiczowej na bagaż nam zdać kazali w Sapach. Cóż tu będzie teraz, ludzie kochające?...
— A cóż ma być, trza się było pilnować — mruknął ktoś z kąta — mąż pogrzebaczem plecy wyłoi, to i po bólu.
Pani Pisarkiewiczowa strzeliła okiem w tamtym kierunku, a staruszce mówiącej przez ten czas długa warga ruszała się mechanicznie i szybko, jak sprężyna silnie przyciśnięta, a później wolno puszczona.
— My do naczelnika — zaczęła, skoro tylko nastręczył się czas przemawiania, — opowiadamy, jak, co, pytamy się, upraszamy — nic. Ręce rozłożył, — do jutra, mówi, panie zaczekacie, do popołudnia, a dopiero, mówi, bilety na nic, a rzeczom, mówi, nic złego się nie stanie. Rzeczom nic złego się nie stanie, a tam mężuś miał czekać z kobyłką uproszoną od Zielińskiego, bo do nasz, niby do kuźni, dziewięć, a no tak, albo ośm, albo dziewięć wiorszt... Zdębiałymy z panią Pisarkiewiczową. To fonduszu mamy na kupie niecałą czterdziestówkę, a tu mówi, bilet nowy kup — i jeszcze weź i nocuj! Zafrasowalimy się...
— Ale mężuś pogrzebaczem wypierze, to niema o czem gadać. Sprawa skończona...
Starowina przerwała opowiadanie i zawstydziła się.