Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, i Hiszpanów niemało!
— A co mnie Hiszpanie! Mało ich to? Naszych garsteczka. Gdzie jednego ubędzie, tam ci już dziura na zawsze. Czemże to ją zatkać? Ich kupa zginie, zaraz druga kupa w to miejsce wyrasta.
Po chwili dodał tajemniczym szeptem:
— Paniczu, mnie się widzi, że ja wykrył prawdę.
— No?
— Ony, choć to i chrześcijanie są i katoliki prawowierne, ale nie może inaczej być, tylko, musi, to są Żydy chrzczone.
— Cóż ty pleciesz?
— Sprawiedliwie! Nieraz ja już trupy ich rewidował na placu. Jużci tegom nie napotkał, żeby były oczywiste Żydy, bo już snadź za ojców wychrzczone. Dawne wychrzty, jednem słowem. Nawet mi jeden Francuzina z woltyżerów w Toledo gwarzył, jak to tam z nimi było, tylko żem nie mógł wszystkiego wyrozumieć, bo prędko kłapał. Skądby zaś tyle tych gerylasów być mogło, żeby się z Żydów nie wywodziły?
Od Xalonu popędzili na wschód pampeluńską drogą, pragnąc zobaczyć, co też się stało? W dolinie nad Ebrem, między oliwami, w pustych niegdyś domach widać już było mieszkańców. Za klasztorem otwarł się przed nimi widok, bo w całej prawie dolinie drzewa były wycięte. Pniaki tylko sterczały. Dopiero na podgórzach z tej i tamtej strony rzeki szarzały liście. Już przed zamczyskiem inkwizycyi dopadli robót ziemnych, wpoprzek przecinających drogę, co prowadzi do kościoła Kapucynów. Te niezmierne prace teraz były już puste i porzucone. Gdzieniegdzie tylko po nich