Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ecących na trumnę. Coraz ciszej, coraz ciszej, coraz ciszej...
Wtem od jednego razu łoskot zamilkł.
Sokolnicki odwrócił się twarzą w stronę Ostrówka. Patrzał w mrok i czekał. Tak samo dźwignął głowę naród wojska. Krew odpłynęła od serc i na swój posterunek wróciło codzienne męstwo.
We wszystkich wsiach okolicznych było ciemno. Ani jednego światełka! Dopiero nieskończenie daleko, gdzieś za Wisłą tliły się światła zamglone i długiemi iglicami odbijały w wodzie. Około godziny dziesiątej dały się słyszeć głosy nadciągającego pułku Sierawskiego.
Pułk ten stanął obozem, ale pod bronią. Wykomenderowane były straże i łańcuch podsłuchów wyciągnięty. Każda kompania wyznaczyła czwartą część swoich ludzi do wsi okolicznych po drzewo, słomę i wodę, ale tymczasem wstrzymywano ich wyjście. Całkowite trzy bataliony musiały spocząć z bronią w ręku. Za pułkiem ciągnęły dwie podwozy, zajęte pod medykamenty i chirurgi. Lekkich armat Sołtyka, zapowiedzianych przez generała Pelletier’a, nie było widać. Minęła godzina dziesiąta, kwadrans, pół godziny, trzy kwadranse wreszcie jedenasta. Sokolnicki chodził, jak szyldwach, na końcu wsi. Gdy przy świetle zatlonej hubki zobaczył godzinę na zegarku, raptownie zmobilizował swą małą armię. Przybyły pułk Sierawskiego wysunął za wieś i rozdzielił na trzy części. Bataljon Bogusławskiego, pierwszy, postawił na lewem skrzydle; bataljon drugi pod Sierawskim wyprawił w stronę Glinek, a po środku umieścił bataljon Blumera za wsią