Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

częła z zanadrza. Bielizna we krwi, mundur przemókł nią do cna. Położono wojaka na ziemi, ściągnięto garderobę i opatrzono ranę na prędce. Była w piersi i w boku. Szła z dołu pod pachę. Sam kapitan zaczął ją wymacywać szorstkimi palcami, szukając kuli. Gdy go ranny zapewnił, że to rana nie z postrzału, przemyto rozdarcie gorzałką i zawiązano szmatami. Obandażowany tak mocno, jakby był wtłoczony w gorset, podsadzony na koń, zasiadł w kulbace, nikiej w krześle. Kompania, mając pośrodku swych rannych i jeńców, zwolna posuwała się brzegiem Komorowskich lasów w stronę traktu. W dali, pod Nadarzynem, tłumnie pieniły się wojska austryackie. Konnica wysuwała się naprzód. Dolatywał daleki gwar i śpiżowy dźwięk.
Szmat jeszcze drogi zostawał do gościńca, kiedy w kierunku lasu wysunęła się równa, szeroka linia kawaleryi austryackiej i ostrym a wzmagającym się kłusem szła wzdłuż drogi. Ujrzawszy ten ruch, kapitan wciągnął swoją kompanijkę w lasy, a sam z oficerami przypatrywał się z otwartego miejsca.
Koń Rafała stał w płytkiej wodzie leśnej i niecierpliwie kopytem rozpryskiwał ją wkoło. Oczy jeźdźca z przelotnym smutkiem taczały się po wybrzeżach wiosennego smugowia. Dusza wspominała sobie wiosenny swój sen: drogę do Wygnanki. Tak żywe było widzenie tamtejszej chwili, tak oczywisty był przed okiem tamten kraj, że teraźniejszość prawie znikła. Jak przeszkoda w uczuwaniu swych własnych rzeczy nastręczały się okrzyki i mimowiedny, wbrew zakazowi, szczęk szabel, ostróg, lanc, uprzęży. Tłum drgnął i podał się ku leśnemu wybrzeżu.