Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kładł codzienne ubranie na paradny strój, a jeszcze na to wciągał lejbik stajenny z drelichu, spodnie robocze, używane w czasie czyszczenia koni, i zapinał je na ośmnaście guzików z boku nogi. Na czapki ułańskie żołnierze powciągali czarne ceratowe futerały i, odwinąwszy ich klapy, zawiązywali je pod brodę, żeby osłonić uszy i szyje od wściekłych wiatrów i przeciągów górskich. Na wierzch dopiero kładli płaszcze i owijali się nimi. Oficerowie, którym moda i junactwo nie pozwalało nakładać na czapki żółtych futerałów z ceraty, marzli okropnie. To też często rozkładano ogniska.
Żołnierz szedł od strony przepaści i pchał do skały chrapiącego bieguna z Mazowsza, który miotał się w ręku, drżał z zimna i przerażenia na widok otchłani. Kilkakroć ukazali się na załamaniach górale aragońscy, uzbrojeni we flinty. Strzelali z daleka i, nie czekając starcia, ginęli w szczelinach czarnych, jak oni. Szef Kostanecki, idący ze swym szwadronem na czele, posyłał im salwę kul z karabinów, które oficerowie, podoficerowie i flankiery dostali byli w Bajonnie — i na tem kończyły się starcia.
Bardziej, niż te epizody, zajmował przybyszów z Północy sam świat górski. Piorunem spadające w przepaść boki krzesanic, strumienie, co się trzepią po nagich tarczach skał, jodły i pinie na zboczach niższych, wreszcie olbrzymimi zagajami rozrosły krzew dzikiego rozmarynu, który całe doliny jak gdyby kobiercem wyściela, wszystko na cokolwiek zwrócili oczy, w zdumienie ich wprawiało. Częstokroć nad rozległą doliną, w którą przybyli, przebywszy najwyższy przesmyk, ukazywał się orzeł i zakreślał olbrzymie koła lotem, któ-