Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za książę Hieronim?
— A dyabeł go ta rozezna, co on za jeden! Książę Hieronim, powiedział, i tyla wiem. Pewnie cesarski abo brat, abo zgoła szwagier.
— A za cóż to ich tak sobie ulubił ten Hieronim?
— Zaco? A zato, co powiem. Wszystko mi kamrat porządkiem opowiedział, to i ja teraz paniczowi tym samym porządkiem wyłożę. Idą oni z ziemi Włoskiej moje ułany, do Polski i przyśli na Śląsk ojczysty, do Lignicy. Idą se traktem w sześćset koni nocnemi porami, w maju... Dopiero im po tylu leciech zapachnie ziemia... Była, powiadał ten kamrat, góra znaczna w tych miejscach, to stamtąd pierwszy raz dojrzeli daleki kraj. Aże chłop gadać nie mógł, jak se wspomniał, choć ta i twardy w sobie na potęgę! No, dobrze. Jadą oni, jadą gościńcem, noga za nogą, cicha noc, a ma się na świtanie. Szedł na szpicu kapitana Fijałkowskiego oddział. Aliści traktem pędzi wprost na nich jakisi oficer wysoki ze sztabem. Wleciał obces między szeregi, patrzy po twarzach wielkiemi oczyma, gorąco od niego bije. — Coście są za jedni ludzie? — pyta się — skądeście się tu zjawili?
Kapitan Fijałkowski mówi mu spokojnie: tak i tak, że są, powiada, jeźdźce polskie, że idą wprost z Neapolu do Lignicy. Dopiero ten generał odkrywa mu się i powiada, że nie jest kto inny, tylko sam Lefebvre-Desnouettes. — Przez Wszechmocnego Boga jesteście mi, powiada, na ratunek zesłani. Ja przecie z Prusakami bitwę pod Kunt toczę. Samego mię tu, mówi, zostawili z Sasami, z Bawarami. Sasy mię podle zdradziły, nie chcą się bić z Prusakami, a Bawary, choć się i bronią,