Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz od samego świtu gotowali się do wystąpienia. Miejsce zebrania wyznaczono na polu marsowem wśród łowickiego błonia. Już przed godziną dziesiątą zaczęły ściągać się z muzyką wojskową poszczególne regimenty. Chlubny tytuł pułku pierwszego otrzymała konnica, prowadzona przez świeżo mianowanego pułkownikiem Jana Dąbrowskiego (syna), zorganizowana przez generała Niemojewskiego w Gnieźnie i Rogoźnie. Nadciągnęły zaraz wśród okrzyków ludu siły, zgromadzone przez Walentego Skórzewskiego i przez Biernackiego. Nie świetna była broń tego wojska. Pochodziła przeważnie z arsenału częstochowskiego. Karabiny były nienabite, brakowało kul, nabojów, skałek, Zato szabel i pik była obfitość. Ale porządek i karność w rozwinięciu szyku, piękna czerstwość i malownicza siła, bijąca z postawy tej młodzieży, zapał budziły w widzach. Około godziny dziesiętej już jazda w sile sześciu tysięcy ludzi, czyli bez mała trzy regimenty, licząc po sześć dwukompaniowych szwadronów w regimencie, utworzyła zbity czworogran. W głównem jego ramieniu widać było otwarty namiot z ołtarzem polowym.
Zahuczał od strony miasta krzyk ludzki.
Wszyscy kawalerowie, jak jeden, zwrócili się twarzą w tę stronę. Cedro i Olbromski, stojąc obok siebie w strzemionach wytężyli oczy. Serca w nich stanęły, jako i w tym całym tłumie.
W otoczeniu generałów i adjutantów wjechał na pole, między żywe mury Jan Henryk Dąbrowski. Ciężko szedł koń cisawy pod jego olbrzymią posturą. Generał wiódł oczyma po szyku i niezgruntowana radość błyskawicą strzelała mu z oczu.