Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Węgierki... To nie dla nas. Miał już z Tarnowa wracać do siebie w Sandomierskie, ale go namówiłem, żeby zamiast gnuśnieć u rodziców zawitał do mnie, żeby poznał oryginała Trepkę. Obiecałem mu dla zachęty, że papuś obmyśli dla niego jakąś doskonałą karyerę... — dodał bez wahania, widząc dobrze, jak ojciec skrzywił się i wzruszył ramionami.
— Opowiadaj... — nastawała Mery, przypatrując się wciąż Rafałowi, jak dziwowisku.
— Zaraz, zaraz... Nie można odrazu, mościa panno... Ale skoro się tak wszyscy niecierpliwią, więc incipiam... Od czegóż? Naturalnie... Skoro zjawia się w domu rodzicielskim hrabia Krzysztof Cedro...
Policzki starego pana wolno się zabarwiły, i radość śmiała się w jego oczach, z lekka przysłoniętych rzęsami.
— Skoro zjawia się w domu rodzicelskim hrabia Krzysztof Cedro, to od czegóż ma zacząć swe wiedeńskie epos? Naturalnie od poszukiwań w archiwach. Okazało się, że Marcin Cedro...
— No, tak, tak... — rzucił ojciec z nieszczerem lekceważeniem — wiemy dobrze, kto był Marcin Cedro...
— Ależ kiedy wynalazłem nową jego misyę, jakiej oko nie widziało, ani ucho nie słyszało. Za Michała Korybuta jeździł w misyi sekretnej...
— Kto tam dziś na takie rzeczy zwraca uwagę!... — rzekł ojciec sentencyonalnie. — Dziś dla nas powinno być maksymą to samo, co za Rzeczypospolitej: równość szlachecka. Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Posłuchaj, co mówi Trepka. Nie prawdaż, kuzynie?
Rafał mruknął coś niezdecydowanego. Uczuł tylko