Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

»Ty się ze mną pozostań!
»Jako cel mojego krzyku byłeś wówczas, gdy w dniach utrapienia ludzie poczęli zostawać za mną, jedni z obojętnością zdrową dla nich, a twardą dla mnie jak rzemienny bat, a inni ze współczuciem przystającem, gdym się nie spodział, a inni z miłosierdziem, które wylewa krynicę dobrych łez, ale nie ma siły wytężyć kroku, i ci wreszcie, ostatni, którzy szli za mną trop w trop na górę udręczenia, dopóty, aż się napoły umarli, bez sił i tchu, u stopy mojej, wiecznie idącej, twarzą w proch walili, ślad mój całując.
»Odraza spadła na moje oczy, błądzące po ziemi z cypliska góry udręczenia. Ten cudny świat mojej młodości zmienił się w wydmę piaszczystą. Boli mię szelest liści, nęka zapach kwiatów, dokucza mi widok zorzy porannej i zorzy wieczornej. Usłyszałem cichy szelest godzin nieżywych. Usłyszałem cichy krok rozpaczy, idącej ku mnie...
»Ratuj mię, o Przyjacielu duszy mojej!
»Miałem Cię koło siebie wśród świstu ołowianych kul, wpośród trzaskania granatów z żelaza, pomiędzy błyskiem schylonych bagnetów, w szczęku szabel i lanc pędzącej konnicy, gdy oszalałe źrebce trzęsą się i stękają a zdrowy i tęgi żołnierz dygoce na całem ciele.
»Gdy góry ołowiu zwaliły się na moje piersi, a ognie zapłonęły we włosach, czułem Cię w oczach pełnych żółtej ciemności, jako światło przychodzące.
»Gdy myśl niewymówiona, sama siebie stwarzająca, jedyna, straszna strasznych ży ota: — Oto umieram! — przebiła nawskróś moją głowę, poznałem Cię, o Bracie, stojącego w głowach moich...