Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się skronią z jej głową, a dokoła szelest i gwar wiosenny. Kwietne się sypią puchy, białoróżowe śniegi rozkwitłych wiśni i jabłonek. Z ran, do żywego zadanych drzewom przez obcinanie gałęzi, sączy się aromat oskoły...
Czuł w sercu szczęście tamtego dnia i nadziemską mocą wyobraźni przenosił je całe, olbrzymie jak świat, aż do tej chwili i miejsca. I nagle jeden podmuch wietrzyka wszystko w proch rozbijał. Zlatywał na ziemię, jako kwiat czereśniowy. Dom był pusty, niemy. Ramy okienne chwiały się sennem kołysałem, a szara, wypełzła od dżdżów okiennica zgrzytała do taktu z ich melodyjnym pląsem, zgrzytała zcicha, starczym, zjadliwym, przemądrzałym śmiechem zardzewiałych zawias. Niema, niema, niema... — naigrawał się ten starości głos wyziębły. Okrutny wyrok rozległ się w głowie, jakoby głos dzwonu, który śmierć zwiastuje. Zasklepiona od balsamów wiosennych rana rozdarła się na nowo. Ukazywała się z pod złudy uczuć, z pod miękkich wielobarw kwiatów, z głębi prochów i dymów wonnych rzeczywistość chropawa, istotny, szorstki byt, i wszystka jego głupia nędza Wlokło się z głębin cienistych mądre, liczące straty i zyski rozczarowanie. Ze ściśniętymi zębami, z oczyma pełnemi ognia prosił się o cud powtórny, o widok drogiej postaci tylko przez mgnienie oka, o złudzenie widoku... Daremnie...
Trzeba było wracać na bryczkę.
Już kowal załatwił się z podkowami, a Wincenty chrząkaniem dawał znać, że czas w drogę. Rafał zawarł powieki i z obojętnością wręczył rzemieślnikowi na-