Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



MARY.

Ogień trzeszczał i strzelał żywo na kominie, dym kłębami wywalał się z pod okapu na izbę i grubą, gęstą warstwą wisiał pod stragarzem. Pierwszy raz otwarte na chwilę oczy Rafała ujrzały przed sobą rogatą głowę krowy i błyszczące spokojnem jaśnieniem jej oczy, zwrócone w stronę ognia, grube, białe wargi, ociężale miamlące strawę... Wyżej nad krową ujrzały okno zabite deskami i ogacone ściółką leśną, małą szybkę, którą szron tak powlókł, że wyglądała jak wprawiona tafelka lodu. W kącie, daleko, za dymem, ktoś na wyrku stękał, i niemowlę z krzykiem popłakiwało.
Zaraz wszystko to wciągnął w siebie dym.
Wielkim kłębem zniżał się, zniżał coraz bardziej, sięgając niemal głowy, to znowu chłonął niewidzialną czeluścią sam siebie, magał okrągłe półzwroty, cofał się, chwiał, odchodził. Gdy błysk ognia padł w jego czarne przepaście, coś rozwidniało się w nim i świetliste widma płynęły.
Rafał słyszał, że obok komina ludzie mówią, ale