Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widać, woda wydarła z ziemi i zwaliła. a wystających gałęziach i cienkich, bezlistnych prętach wisiały szmaty i torby zgniłej trawy i siana, które oblepiło znienacka ich twarze i okręcało szyje.
Odepchnęli się wiosłami, i łódź wolno, jak komięga ze zbożem, poszła tam, dokąd ją skierowali, zlekka tylko przez gościniec wodny unoszona w jakimś kierunku różnym od poprzedniego. Było tam pełno kry, płynącej ospale, strzyży drobnej, kilku warstwami spiętrzonej. Rafał stanął w łodzi, rozstawił nogi, wsparł je na burtach i zaczął łódź huśtać. Krzyś rozumiał, że pragnie ją chronić od oblepienia przez krę, ale truchlał na myśl o tem, gdzie się znajdują.
Płynęli tak długo.
Huk trzaskających wód, które się dokądś waliły z przerażającym łoskotem, zbliżał się ku nim. Szedł na nich z nocy.
Znagła uczuli obadwaj, że ich znowu główny wart porywa. Woda darła się w lewo, szelestem prąc kry. Ciekli chwilę wśród lodu, który się szybko dokoła skupiał. Dopiero całym wysiłkiem rąk zdołali go odtrącić wiosłami raz, drugi, trzeci. Łódź znowu cofnęła się na cichsze mielizny, przez strzyż zawalone. Wtedy instynktownie poznawszy główny strumień Wisły, szeregiem gwałtownych wirów pod kędzierzawemi falami lecący, pomykali się co sił w przeciwną stronę. Wiosła ich miesiły krę, rozgarniały ją, z łoskotem tłukły się w niej, aż wreszcie tył łodzi twardo uderzył w coś nieruchomego.
— Czy to brzeg? — zapytał Krzysztof.
Rafał zmacał to miejsce wiosłem i znalazł, że to