Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Panie łaskawy, mój piękny panie, ach, królewiczu nieznany! Weź mię pod dach. Wprowadź na schody i do komnaty... Niech się nie błąkam w wyziębłych ulicach, po mokrym bruku, po ślizgiej mojej ziemi!
Weź mię, niechaj nie moknę na deszczu, nie drżę od mrozu.
Będę ci wiernie, posłusznie służyła, jak pies. Będę ci do ostatka służyła, jak tresowany pies, ach, dobry panie!
Nigdy mię nie zapomnisz, gdy ci służę, gdy cię sztukami mojemi zabawię, ach, panie mój stokrotny!
Przypomnisz sobie zabawy moje, o jasny panie, gdy będziesz w twym złotym domu.
Gdy będziesz szedł boso i cichaczem, żeby nasłuchiwać pod drzwiami, czy nie kaszle syn twój maeńki, przypomnisz sobie...
A gdy się będziesz schylał nad kolebeczką zrodzonego z czystej dziewicy, która prócz ciebie innego nie pieściła kochanka, i kiedy struchlały będziesz zaglądał w jego oczęta od gorączki zamglone; i kiedy będziesz szeptał w noc czarną, w noc deszczową modlitwy ogłupiałe; i kiedy będziesz brodził po cichych dywanach twojego złotego domu, szarpiąc włosy, targając brodę i jęcząc, przypomnisz sobie...
Bo ja będę chodziła za twojemi wysokiemi oknami, za zasłonami twojej cudnej sypialni — w mrocznej ulicy...
A gdy zobaczysz, że skoczyła gorączka i gdy ci się włosy zjeżą na głowie, i gdy ręce załamiesz i będziesz w ciemne okno patrzał, — może mię zobaczysz w ulicy, ach, złoty panie...