Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dawno?
— Jeszcze w zimie tak rok pomarli gdzieś ta we świecie.
— Nie tutaj umarł?
— Nie, gdzieś ta daleko pomarli...
— A cóż mówicie, że na Majdanie niema nikogo?
— Prawdę mówię, — niema. Dziedziczka wzięła i wygoniła te ta wszystkie panny, odebrała ogrody i sprzedaje toto na działki.
— Dziedziczka, — to znaczy żona Bodzanty?
— No.
— A przecież z nią nie żył?
— A i cóż ta z tego, że nie żył, ale kościelna żona, nie rozwiodły się. Tera, jak pomarli stary pan przyjechała i cabas wszystko.
— Komuż zaś sprzedają ogrody?
— A różnym tam kaśkietowcom, a i chłopom to samo. Tyle co śpital ostał, ale i z tego nic chyba nie będzie, bo niema z czego.
— Dlaczegóż niema z czego?
— Wszystko obaliły, co stary pan wystroili, — wszystko het obaliły. Tera dziedziczka zamieszkuje pałac tak samo, jak było przed laty. W Głowni pałac wyczyściły, wyporządziły i dziedziczka zamieszkuje, jak się patrzy.
— A córka, panna Marta?
— A córka, panna Marta, to samo przy dziedziczce zamieszkuje, jako przy matce.
— A cóż ludzie, koloniści?
— A który się dorwał i kupił w te pędy, jak się