Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Opóźnił krok tabor lewy armatni.
Odsłonił czoło i bok wojska. Wstrzymał tylne szeregi.
Nie mają placu wolnego następujące chorągwie pancerne. Poczną, skokiem pole mijając, uderzać w tyły lewego taboru, — odpychając go dalej a dalej...
Tak się lewe skrzydło bojowego rzędu odsłoni i zmiesza.
Uderza w tę lukę wróg.
Trzymają na piersiach nawalność usarscy rotmistrze.
Skręca się w miejscu jazda, wirem ogromnym zatacza i wielkie koło włóczniane, obraca się w powodzi wroga.
Spostrzegli zamieszanie wodzowie.
Samuel Xiążę Koreckie na czele swoich chorągwi posiłecznym hufcem przedrze się ku wojowisku.
Paruje do sprawy zgniecione szeregi. Dysponuje szyk stały.
Ujrzeli wrogowie i swojacy kadłub jego olbrzymi na koniu zakutym w stal, gdy w prawo i w lewo miotać się począł od ciosów wielkiego koncerza.
Nanośna stal przyłbicy, jak skrzywiony, a rozwarty dziób sępa zda się jadowicie klwać truchło padające.
Oburącz wojen rąbie z ramienia. Sztychem błyskawicowym nawskroś przebija. Dzikie oczy, w szczelinach maski gorejące, gaszą pierwej żywoty, nim straszliwe ramię śmierć zada. Pot krwawy sączy się szparami żelaznych rękawic i ścieka z pod szyszaka. Głuche stękanie rwie się z piersi okutej, — ni to robotny