Strona:PL Stefan Żeromski - Bicze z piasku.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zienek i po drugiej stronie nieszczęsnych dzielnic. Tu i tam sypie się w gruzy znak niewoli — stara, niepotrzebna cerkiew. Tu i tam wynurza się z poza rusztowań piękna szkoła nowoczesna. Wre praca nad odbudową mostu Poniatowskiego i przebijaniem tunelu nowej linii kolejowej. Dawny cyrkuł policyjny na Podwalu nie może pomieścić ani jednej części zbiorów Muzeum Narodowego, wychyla się z rumowisk Teatr Narodowy, a nowe linie tramwajowe nie mogą zaspokoić potrzeby lokomocyi mieszkańców przedmieść, straszliwych w swym wyglądzie zewnętrznym i niebezpiecznych w swem usposobieniu moralnem. Warszawa, miasto milionowe, która w chwili wyjścia Rosyan miała dwa miejskie gmachy szkolne, dziś ma ich 23. Gdy w roku 1918 liczyła ogółem dzieci w wieku szkolnym 120.000, a z tej liczby 30.000 uczyło się w szkołach miejskich i 21.000 w szkołach innych, dziś w szkołach miejskich uczy się 69.500 dzieci, w szkołach innych 27.500. Nie uczy się jednak jeszcze wcale 25.000 analfabetów. Dzieci proletaryatu w braku lokalów szkolnych właściwych, nietyle uczą się, ile chodzą na dwie zmiany do wynajętych mieszkań i domów. Dla pomieszczenia wszystkich dzieci, żądnych nauki, w szkołach miejskich potrzebaby jeszcze przeszło 350 gmachów szkolnych. Jest tedy nawet pewna dysproporcya w tempie wznoszenia świetnych gmachów gimnazyalnych, których widok serca nasze raduje i dumą napełnia, a tą okropną tragedyą, jaką ukazuje szkółka powszechna, brudna, ciemna, zapchana, z nauczycielem jednym na setkę dzieci, omdlewającym w pracy i zaduchu. Miasto czyni, co może, w ramach swego bud-