Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja nie jestem utopistą społecznym, tylko księdzem — rzekł z namaszczeniem Wyprztyk. — Jeśli każdy będzie całą siłą dążył do chrześcijańskiej doskonałości, wypadkową dążeń tych może być zbiorowość, której form teraz przewidzieć nie możemy.
— O, tu jest cała naiwność księdza. A ja czasem mam ochotę przeciąć ten węzeł i trzasnąć do djabła i papę i pałac i pieniądze i puścić się na wielkie wody: zostać komunistyczną agitatorką. To jest jedyna prosta konsekwencja najwyższych etycznych założeń.
— Na co ty nie masz ochoty, moje dziecko! Przyznaj się że czasami masz nawet chętkę uwieść mnie — rzekł już wewnętrznie pewny siebie ksiądz Hieronim. Otrzymał za to lekkie uderzenie w kolano nogą cudownej piękności i białości aż niebieskawej. Mówił dalej nie drgnąwszy nawet: — A więc: jeśli nie chcesz zginąć w straszliwej pustce, w której cię zostawią i ludzie — zazdrosni o twoją wyższość — i twoje własne uczucia — bo gwałtownością twoją spalisz wszystkie przewody — i myśl ta, którą się puszysz jak indor — bo nienasyconą absolutem jesteś tak samo, jak i ja, musisz pójść za mną. Ale nie z łaski, z nudy i dla kaprysu, jako dumna z bogactwa i urody bankierska córka, tylko jak pokutnica, oczekująca kiedy jej z łaski rzucą jakiś ochłap wyższej świadomości. Boże! — mówił innym tonem, jakby do siebie — na myśl o tem, że z mojem poczuciem rzeczy ostatecznych i z ich nieujętością w żadne pojęciowe karby, mógłbym nie być katolikiem, ogarnia mnie przerażenie gorsze, niż jeślibym ujrzał przed sobą otchłań piekielną. — Złożył ręce i trwał w dziękczynnej modlitwie.
Hela zamyśliła się, obejmując nogi za kolanami. Białe jej dłonie kurczowo się skręcały i rozkręcały, jak macki jakiegoś morskiego potwora. Była w tej chwili dla siebie uosobieniem obrzydliwości cielesnego istnienia każdej istoty i tej walki ducha z ciałem, która cza-