Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnie jej duszy i jednocześnie uświęcony tem erotyzm rozluźniał resztki wiązań katolickich samoudręczeń. Ale na czem polegała żydowskość buddyzmu nie wiedział nikt, ani ona sama: sam fakt przepuszczenia książeczki sir Grahama przez intelekt Heli, nadał jej tekstowi zupełnie inne znaczenie — poza tem rozciągały się obszary tajemnic, które jedynie ksiądz Hieronim mógłby był wyjaśnić. Właściwie była to tylko brahmańska metafizyka, zmięszana z resztkami chrześcijaństwa na tle psychologistycznego monizmu, graniczącego z zupełnym solipsyzmem. A da tego chęć izolacji od reszty świata: żeby tylko ten naród panował, dla porządku, dla jednolitości — żeby nie było już tej wstrętnej rozmaitości. I potem ukazywała się niwelistyczna rewolucja, jako jedyne wcielenie dwóch dobrych religji świata. To tylko wstęp: dalej etyka pożera metafizykę, z której wyszła, przeradzając się z oderwanego systemu zasad, w działający system napięć dynamicznych, które, trwając, przetopią każde indywiduum na cząstkę organizacji. Otóż tylko siły organizacji braknie tamtym religjom. Cóż za potęgę możnaby stworzyć, organizując nie w imię materjalistycznych idei! Ale czy można znaleźć koncepcje dynamiczne bez implikowania kwestji dobrobytu? Zasada Marxa może być fałszywa, ale temniemniej jest ona działającą siłą, nie abstrakcją. Pragmatyzm! Gdzie się nie ruszyć, jak nosem w ścianie, utyka się w tym przeklętym, świńskim, bezecnym pragmatyźmie. „A może pluralizm naprawdę jest słusznym poglądem?“ — przesunęła się zwolna wątpliwość, jakby jakaś postać, o bladych z przerażenia oczach — z przerażenia nad własną odwagą. Okropny strach, że tak jest, że ona, dotąd tak „zapalona“ absolutystka może nagle, nieznacznie przejść na ten wstrętny jej dotąd system, uwierzyć w wielość prawd i żyć w tym okropnym chlewie kompromisu, wstrząsnął nią aż do ostatecznych podstaw jej meta-