Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

córeczki, jedynej Ileanki. On trzymał to w swojej garści. Spojrzał na swoją piękną męską, włochatą, zbrodniczą [tak mówiły kabalarki] rękę i zadrżał. Widział obcą łapę, która nie wie co myśli). »Obraz chińczyków — znał te toczone z kości gęby i ukośność draniowatą oczu, znał z Rosji — sam, gdy rękami skosił sobie oczy przed lustrem, czuł się potwornym wprost draniem, czuł obcą psychikę w sobie, całkiem kogoś innego, kogoś, którego znał z widzenia, nie osobiście. A może był to on, który kiedyś się objawi“. Niema czasu na takie myśli — to nie wchodzi w sztubacką nieomal grę, którą prowadzi z nieznanym przeciwnikiem. Jakże mógł wiedzieć co mu jest przeciwne, nie wiedząc kim był i jest sam. Kim będzie? Ha — niech inni to rozplączą potem. Po czem? Zimny pot na dolnych powiekach. Życie jest jedno. On jest tym jedynym „polaczyszką“ prawdziwym na całym globie. Niska marka Polski jako narodu, ale znowu jedyność tego zjawiska... I on, prawie tak, jak król Hyrkanji, Edyp IV-ty — tylko nieskończenie wyżej, choć bez korony, bo tamten au fond des fonds jest błaznem. Chociaż...? Straszliwa wątpliwość wybłysła ze „szklannych szkopułów“, zaplątanych w podmorskie algi znanych słów. Nowych brakło mu — tak lepiej. Gdyby na pewne rzeczy znalazł słowa, to rzeczy te ożyłyby, rzuciły się nań i zjadły. On płynął dalej jak rekin w bezrybnym oceanie, skazany na śmierć głodową. Nonsens — wizje prysnęły — był znowu sobą. Skondensował się w punkt. I to, że nikt nie wie tej jego ostatniej myśli... Strach potworny, jak w tych chwilach z NIĄ... Nie z żoną. I w tem cały urok, że jeszcze można się czegoś bać i że to się ma w sobie, a nie poza sobą. Taki strach nie upadla. Och — tego, tej myśli nie wygadać histerycznie, samemu zapomnieć. Ściśnięcie wszystkich mięśni w jedną kulę żelazną z mózgiem — już niema nic. Skok w inny wymiar. I ten „biedny“ Kocmołuchowicz, mimo piekielnych bohaterstw krucjatowych w Bolszewji, do nie-