Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SZKÓŁKA.

.




Straszliwe czasy nastały dla Genezypa Kapena. Pocieszał się tylko tem, że takie same czasy nastały prawie dla wszystkich. Tak, tylko niektórzy, w tym ostatnim zdawało się podrygu, umieli jeszcze użyć uciekającego ogonka życia — na niego zawzięło się wszystko — i od zewnątrz i od wewnątrz. I nie zdawał sobie z tego sprawy ten bałwan, że tkwi w samem „złotem“ jądrze szczęścia (złotem w znaczeniu zorzy jesiennego nieba, zżółkłego listka osiki w słońcu, połysku doskonałego w swej formie żuka), (bo jak śpiewał czasem myjąc się marchese Scampi:

„jeśli cię nic nie swędzi i nie zanadto boli,
nie miej pretensji żadnej do najsroższej doli“.)

w środku pestki „źrałej“, pękającej doskonałością barw jagody na tle krystalicznego błękitu przestrzeni, jagody, którą inni może tylko zlekka oblizywali, a którą on żarł od środka jak tłusty robak, raczej gąsienica, z której miał powstać mieniący się wszystkiemi kolorami motyl. Ale czy powstanie? Oto pytanie. „Ja, wybierając los mój, wybrałem szaleństwo“ — mógł powiedzieć z Micińskim. A do tego jeszcze wszystko sprzysiężone w jedną, precyzyjną w swej celowości maszynę, pchało go ku temu szaleństwu systematycznie, nieprzeparcie. Jak takie „psychopatisch angehauchtes Individuum“ „tombera dans un pareil engrenage“ to „wsio propało“. Ale tłómacz-że to wszystko takiemu durniowi. Młodość — któż zdoła wyrazić urok tej istności, która tylko we wspomnieniu jest tak piękna, jak mogłaby być w aktu-