Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zaniku z niemożliwego wstydu do siebie i do całej sytuacji. — Posłyszał dzwonek od drzwi wchodowych, dochodzący gdzieś z dalekich zakamarów nieznanego pałacu.
— Ty nic nie chcesz zrozumieć. Najpierw chodzi o ciebie samego, o twoją jedyną drogę życia, na której możesz się istotnie przeżyć. A potem o twoją karjerę także, w razie zwycięstwa Syndykatu. Pamiętaj, że to nie wszystko jedno skąd się patrzy na życie: czy z loży parterowej, czy z przesyconego wyziewami paradyzu. „Leute sind dieselben, aber der Geruch ist anders“ — jak powiedział pewien wiedeński fiaker Piotrowi Altenbergowi. Nikomu jeszcze nie pomogło programowe zdeklasowanie się, a powrót na swoje miejsce trudniejszy jest niż się to zdaje. — (Przerwać jakim bądź sposobem to walenie się ciężkich jak jakieś potworne kufry (właśnie) słów.)
— Czyż pani myśli naprawdę, że my możemy zatrzymać chińczyków i ostać się w tej parszywej, umiarkowanej demokracji wśród tego morza bolszewizmu?
— I to mówi wielbiciel i przyszły adjutant kwatermistrza! Sprzeciwiasz się, moje dziecko zasadniczej myśli twego idolu.
— Nikt nie zna jego myśli — w tem jest jego wielkość...
— Dość wątpliwa conajmniej. Jest to siła, nie przeczę, ale wichrowat, siła dla siły to jest jego ideja, siła w czystej formie. My, Syndykat, musimy go zużyć dla naszych celów.
— I taka galareta, która co chwilę mówi co innego, ma być wyrazem organizacji, która jego, JEGO chce zużyć! Cha, cha, cha!
— Nie śmiej się. Jestem zdenerwowana i gubię się w sprzecznościach. Ale któż się w nich dziś nie gubi? Widzisz: tam z Zachodu będziemy mieli tajną pomoc. To, że upadła Biała Rosja niczego nie dowodzi. Tam nie było ludzi, takich właśnie, jak Kocmołuchowicz. Tam, na Zachodzie,