Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zbolszewiczała nagle na tle nędzy, w zetknięciu z symbolem dawnych, odwiecznych, ginących teraz pra–potęg. Cóż z tego, że matka była z domu — a niech ją — bezwstydny worek, pełen chamskich wydzielin tego „pana Józefa“ — niech go „do trumny przez lejek wliwają!“ Nie czuł nic ohydy tych snobistyczno–blasfemicznych myśli–gówien — za chwilę dopiero miał się wahnąć w przeciwną stronę.
Tem nieznośniejsze były mu w tej chwili obowiązkowe zachwyty nad jego pięknością i mundurem: duma promieniejąca bezwstydnie w oczach matki i zdziwiony wzroczek Liljan („to jednak taki morowy jest ten Zypcio!“) i dobrotliwy, smutny i trochę ironiczny uśmieszek tamtych warg wszystko umiejących. W domu całkiem inaczej wypadłyby te oględziny. Tu był nędznym dzieciakiem. Resztki kontenansu djabli wzięli. Czuł się niewiadomo czemu brudnym, choć wyszorowany był (szczotką (Sennebalta (Bielsko)) jak rondel w luksusowej kuchni. Ujrzał jak na patelni, całą śmieszność walki z czemś tak potężnem, zmiennem, władającem górami całemi niezbadanych środków unicestwiania, jak księżna. Jedno lubieżne mlaśnięcie wszechmocnego ozora i widział siebie zmienionego w oszalałe zwierzątko, miotające się we wstrętnym,upokarzającym, bezwolnym, wahadłowym ruchu — jedno pogardliwe skrzywienie tych jadowitych mandybułów i mógł pogrążyć się w beznadziejny, żałosny smutek płaksiwego wyjca, jakiegoś śmietnikowego „trubadura" (czyż jest coś obrzydliwszego jak trubadur?) czy onanistycznej małpy na łańcuszku! Teraz dopiero, na tle „umundurowania“ (które tylko co było takiem szczęściem) i nędzy swego stanowiska, księżna wydała mu się nareszcie prawdziwie wielką jakąś — a! czort wie kim — wielkiem zjawiskiem poprostu, jak wojna, burza, wybuch wulkanu, trąba morska czy trzęsienie ziemi — była nawet bezpłciowa w tej wielkości. (Zahamowana erupcja seksualna uderzyła na mózg — w księżnej umieszczał teraz Ge-