Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co cztery godziny temu widzieli wszyscy razem z generalnym kwatermistrzem: przecięcie jakiegoś szatańskiego salcesonu, który zalała następnie, buchająca z arterji ostatniego indywidualisty, krew. Głowa stoczyła się. A Wódz w chwili cięcia poczuł tylko zimno w karku i kiedy głowa zachwiała się, świat w oczach fajtnął takiego kozła, jak ziemia widziana z aeroplanu na ostrym wirażu. A potem mdła ciemność objęła głowę leżącą już na trawie. W tej głowie skończyła byt swój jego jaźń, niezależnie już od korpusu w generalskim mundurze, korpusu, który klęczał dalej i nie wywracał się. (To trwało jakie piętnaście sekund.) Nie wiedziała Persy czy rzucić się ku głowie, czy ku korpusowi — gdzieś się rzucić musiała. Wybrała pierwsze, przypomniawszy sobie Salome, królową Małgorzatę i Matyldę de La Mole ze Stendhala. (Następna osoba w tej sytuacji, przypomni sobie jeszcze ją: Persy Zwierżontkowską — będzie już tak sławną, jak tamte.) I podniósłszy z trawy wściekły, nieugięty łeb Kocmołuchowicza, rzygający przez szyję kwią i mleczem, i, pochylając się ostrożnie naprzód, ucałowała go w same usta, pachnące jeszcze nią samą. Och — to nieprzyzwoite! Z ust tych pociekła krew, krwawe usta swoje (tak zwany później „rouge Kotzmoloukowitsch“) zwróciła potem Zwierżontkowską ku Zypkowi i jego ucałowała też. Potem rzuciła się ku zgorszonym chińczykom i przyjaciołom Wodza. Musiano ją związać, pieniącą się w histerycznym ataku. Zypcio z obrzydzeniem obcierał się, obcierał i nie mógł do syta się obetrzeć. Tej nocy (przyznawszy się, że nigdy nie była żoną Wodza) została kochanką zautomatyzowanego Zypcia, który, jak Cymisches Bazylissę Teofanu „posiadł ją bez żadnej absolutnej przyjemności“. A potem kochała jeszcze szefa chińskiego sztabu, mimo, że śmierdział trupem i jeszcze innych „czinków“ mimo, że śmierdzieli tak jak i on — a może wła-