Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

haru, który podawał jej szef sztabu Ping. Kocmołuchowicz wstał i powiedział głosem swobodnym i lekkim — „kawaleryjskim“ (po francusku):
— Panie marszałku Wang: zbyt dużo honoru, aby odmówić: „Sliszkom mnogo czesti, cztob’ otkazátsia“ — jak powiedział sekundantom pewien nasz oficer w 1831–szym roku, wyzwany przez Wielkiego Księcia. A i tak nicby to nie pomogło. Przyjmuję ten komplement Waszej Dostojności (Votre Eminence) w głębokiem zrozumieniu praw historji. Może masz pan rację, marszałku Wang: jestem niebezpieczna bestja, o tajemniczych odruchach — tajemniczych dla mnie samego. Czyż dzisiejszy ranek nie jest tego dowodem? Gdyby nie ta moja ostatnia wolta, straciłbyś pan ze trzy czwarte swoich tutaj dysponiblów. Ostatecznie zwyciężylibyście liczbą. A planu mego nie pozna pan, bo on jest tu. — (Tu stuknął się w łeb, imitując ten odgłos znanym sposobem: świńskim pół–chrząkiem między nosem, a gardłem. — Zdumieli się chińczycy.) Ani jednego papierka nie zapisałem. Moglibyście mieć ze mnie dobrego szefa sztabu w walce z Niemcami — nie ubliżając panu, generale Ping — dodał kłaniając się żółtej, niepozornej, młodej mumijce. — Bo niemieckich komunistów bez walki wziąć się wam nie uda. Nas zgubił brak idei wewnętrznej — mieliśmy, ale narzuconą z zewnątrz. No, a w dodatku tam nie dałby się wyhodować taki okaz jak ja. Ale nawet gdybyś teraz mandarynie Wang, darował mi życie, nie przyjąłbym tego daru i wpakowałbym sobie karmelek w łeb, z tego oto browninga, który dostałem od Cara Kiryła i który składam w Twoje ręce. — Położył mały, czarny przyrządzik przed nakryciem chińskiego dostojnika i siadł. Nikt więcej nie mówił, choć temat był niezły. (Każdy skrywał wstydliwie coś pod swemi giezły — dodałby poeta). Rozmawiano o mechanizacji bez utraty kultury, o mechanizacji samej w sobie, o zmechanizowaniu pro-