Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wódców, zdezindywidualizowanych w dobrem znaczeniu, jest jedną z naczelnych zasad naszego programu. — Zapił znowu to zdanie i siadł, obcierając łysinę jedwabną białą chusteczką. Kocmołuchowicz milczał. — Milczenie jest znakiem potwierdzenia — rzekł Wang, zwracając się już nieoficjalnie do Wodza, który miał minę taką, jakąby miał wysłuchawszy mowy Huśtańskiego naprzykład, na jakiemś pułkowem święcie. A przeszedł przez następujący szereg stanów: w chwili, gdy posłyszał wyrok śmierci, podany mu w tak oryginalnej formie, doznał dziwnego uczucia, jakby we wszystkie zakończenia nerwów wbito mu nagle rozżarzone szpilki — nie, raczej jakby ze wszystkich zakończeń tych trysnął prąd jakiś — ognie świętego Elma, czy coś takiego. Tryśnięcie to było bolesne. Na rękach zobaczył najwyraźniej fijoletowe ognie. Spojrzał przed siebie i ujrzał przez wielkie okna słoneczny, jesienno–południowy widok parku — to nie była rzeczywistość — to sam ekstrakt uroku wspomnień niepowrotnej przeszłości, przedstawiał mu jakiś zły duch w zaczarowanem zwierciadle. Patrzył na to jak na przeszłość... Straszliwy sentyment pejzażowy targnął mu jelita bolesnym skurczem. Nigdy... Ho, ho — taka chwila to nie bitwa. Wszystkie siły wysłał na front — tym frontem była maska. Nie drgnie i drgnąć nie może. Na ruch brwiami może sobie pozwolić. — Zbyteczna skamieniałość nie jest nawet dobra — może dać coś poznać. Obraz ten zakrył mu zaraz inny obraz — pamięciowy — żony i córki. Zobaczył małą Ileankę, jak je kaszkę na wysokiem krześle, na tle ciemnego wnętrza sali jadalnej, a nachylona nad nią „Święta Hanna, Męczennica“ mówi coś do niej szeptem. (Tak było właśnie o tej porze). Nie — w tem nie należało szukać ratunku — tam była słabość — Żolibórz i pelargonje (koniecznie). Jedynem czemś w rodzaju oparcia była Persy — ta udająca jego żonę przed Chińczykami. Właśnie w tej chwili zemdlała i dwóch