Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kraju i całej ludzkości — i poświęcenia najwyższej strategicznej ambicji, dla jeszcze większej (kto wie?) sławy i popularności, której przytem używać będzie można — bo „lepszy jest żywy baran, niż zdechły lew“. Potem tłomaczono to działaniem indukcyjnem „pola psychomagnetycznego“, wytworzonego obecnością miljonów chińczyków, ogarniętych jedną ideją. — (Był taki naukowy kierunek na Zachodzie). Inni mówili tajemniczo o „nocy 25–ciu piguł“ — inni poprostu zwalali wszystko na obłęd. Było tak, jak tu jest opisane i koniec. Wszyscy ucichli i nastawili uszu. Zawarczał automobil na szosie. Po chwili zajechał przed chałupę po drugiej stronie linji wspaniały, czerwony Bridgewater. Wysiadł z niego niepozorny chiński człeczyna w żółtawo-szarym uniformie; przepasanym dwubarwną: czerwoną z żółtem wstęgą. Lekko przeskoczył czarną w cieniu czeluść okopu, unosząc ręką długą krzywą szablę z niesłychanym wdziękiem i zbliżył się do grupy oficerów polskich. Oddał honory, (cały sztab również) poczem zwrócił się do kwatermistrza: (Zypcio wciąż był zupełnie obojętny — on jeden ani się cieszył, ani smucił tem co zaszło. Ale wobec takich wypadków, co może obchodzić nas psychologja jakiegoś tam gówniarza? — warjat nie warjat — wszystko jedno.)
— Mam honor mówić z Ekscelencją Kocmołuchowiczem — (Have I honour to speak with His Excellency Kotzmoloukovitsch?) — spytał najczystszą angielszczyzną. Kwatermistrz wyrzekł krótkie: „Yes“. „No — teraz wytrzymać maskę“ — szepnął sam do siebie przez ściśnięte zęby. Tamten mówił dalej, nie podając ręki, tylko kłaniając się po chińsku. — Jestem generał Ping–Fang–Lo, szef sztabu generalnego i kawaler orderu Żółto–Czerwonego Bławatka — (tu skłonił się). — Nasz wódz, mandaryn I–szej kategorji Wang–Tang–Tsang — (złowrogo zabrzmiało to tse–tse–owe — zaiste nazwisko) ma zaszczyt prosić przezemnie Waszą Eksce-