Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piec i kominowe rury. Wogóle cały fakiryzm to tylko wysubtelnienie zmysłów i zdolność sugestji. Tej ostatniej sile nie podlegał jednak dzielny „Kocmołuch“. Nie jego brać na takie sztuczki. Dżewani nie drgnął.
— Tylko myśli nienarodzone są niepoznawalne — rzekł szalenie poprostu znacząco, patrząc płomiennym wzrokiem w czarne, wesołe, genjalne gały tamtego. Najwyraźniej robił aluzję do niepoznawalności ostatniej myśli wodza. Tego jeszcze nikt nie ośmielił się dokonać. Spojrzenie jego było tak znaczące, że wesołość znikła momentalnie z czarnych gał jak zdmuchnięty nalot. „Czyżby on znał mój mechanizm“ — pomyślał Kocmołuchowicz i nagle zrobiło mu się zimno w całem ciele. Nagły kurcz i hemoroidy przestały boleć — kiszka wciągnęła się. Tak to zużytkował generalny kwatermistrz tę wizytę, poza tem, że zwiększył od tej chwili kontrolę przylegających do gabinetu pokojów i kontrolę wewnętrzno–zewnętrzną swojej własnej osoby. Z najdrobniejszych rzeczy wyciągać wnioski i zaraz, natychmiast stosować je w praktyce — oto wszystko. Rozmowa poszła dalej jakby nigdy nic i nic ważnego nie zostało powiedziane ani postanowione. Dwaj panowie badali się przeważnie wzrokiem. Niewiadomo było w dalszym ciągu co wiedziała ta bronzowawa małpa. On też probował swojej intuicji, ten hindus. Bo żeby dla niego, joga II–ej klasy, biały człowiek mógł być tajemniczym, to mu się jeszcze nie zdarzyło. Dał jemu również szkołę „der geniale Kotzmoloukowitsch“, jak i wszystkim. A to dlatego, że nic ważnego nigdy nie zapisywał — wszystko miał we łbie. Wychodząc wręczył Dżewani kwatermistrzowi dwadzieścia pięć piguł dawamesku w prześlicznie rzeźbionej szkatułce. „Dla takiego orła i dwadzieścia pięć nie jest dosyć. Ale wiem, że Wasza Ekscelencja jest cierpiąca“. To były jego ostatnie słowa.]
Kiedy Genezyp obudził się nazajutrz po zdaniu ostat-