Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie uczyń tego przedwcześnie, przed zstąpieniem pierwszego stopnia eterycznej łaski...
— Już — szepnęła Eliza.
— Może się to zemścić fatalnie. Ale może dlatego, że znałeś mnie ujdzie ci to bezkarnie. Może kiedyś, kiedyś ocenisz co ci dałam, o ile dożyjesz dość późnego wieku, czego wam obojgu życzę. Dżewani zdjął ze mnie ciężar mego ciała. To co widziałam po zjedzeniu pigułek, zaraz po bitwie, utwierdziło we mnie tylko Jedyną Prawdę. Odtąd będę szła ciężką drogą ku doskonałości i nie ugnę się przed żadnem zwątpieniem. — „Pociecha dla „nieudaczników“ i starych bab“ — pomyślał Genezyp, ale nie „odparł“ nic. — A ciebie kochałam i kocham dotąd — (łzy posłyszeli w jej głosie, głęboko, jak bełkot podziemnego źródła) — ale już nie chcę robić więcej świństwa z naszego stosunku i dlatego wyrzekam się wszelkich pretensji co do ciebie — wyrzekłam się przedtem, nie wiedząc jeszcze, że ona jest przy tobie. I tylko przebacz mi, że cię trułam — tu padła na kolana przy łóżku i załkała krótko, króciutko, tyle ile koniecznie było trzeba. Ani Genezyp, ani Eliza nie zrozumieli o co chodzi i nie śmieli nawet pytać. A chodziło biedaczce o pokryjome kokainowanie ostatniego kochanka. Siadła znowu i mówiła przez gęste, jakby z jakiegoś syropu łzawego czy z żywicy zrobione łzy. — Nie wiesz jakie to szczęście dla takiej sponiewieranej wewnętrznie, a nawet i zewnętrznie, istoty, wznieść się wreszcie ponad siebie. Wiesz, że wszystko jak w jakimś młynku przekręciło się we mnie od jednej rozmowy z nim — z mistrzem.
Eliza: Jakże ciocia jest szczęśliwa, że mogła z nim...
Zypcio: Tylko na grube ryby ekspansuje się sam mistrz. My musimy się zadowolnić tym twoim Lambdonem. Dobra psu i mucha — bą pur ę szię e la musz — rzekł programowo brutalnie Genezyp. Coś go wściekało jednak w tem