Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

będzie mówić jedynie o rzeczach konkretnych, ale nie będzie babrać się w „duszy““, zohydzonej przez wszystkich parszywych literatników. Wiadomem stanie się powszechnie, że nic już nowego stamtąd się nie wybabrze. Narazie zmienne do pewnych granic zewnętrzne warunki, deformując zlekka psychikę, dają złudne poczucie, nieskończonych możliwości. Ale już nawet literatura rosyjska kończy się, możliwości się zwężają: wszyscy drepcą na coraz mniejszym kawałku, jak ci, co się schronili na topniejący kawał kry. A potem i proza pójdzie za Czystemi Sztukami w otchłań zapomnienia i pogardy. Bo czyż nie słusznie pogardzamy dziś sztuką? Dobry narkotyk jeszcze znieść można, ale narkotyk sfałszowany, podrobiony, nie działający tak, jak powinien, przy zachowaniu ujemnych skutków, jest rzeczą wstrętną, a jego producenci oszustami. A niestety proza dla prozy, bez czysto artystycznego usprawiedliwienia (jak usprawiedliwiają się odstępstwa od sensu w poezji) proza bez treści okazała się fikcją językowo zdolnych kretynów i grafomanów t. zw. pełnych.
Straszna, zaświatowa (w tem znaczeniu, że znikąd na nią ratunku być nie może) nuda zawisła nagle nad tem nieszczęsnem dwojgiem. Poprzez jadalnię (skromną, ciemną, z ceratą na stole, z zapaszkiem cykorji i cykaniem zegara) słychać było głośny chrap Michalskiego, w ciszy nocnej małego miasta. Kapała woda w rynnie od podwórza, padając z obsychającego po niedawnym deszczu dachu. Tak byłoby dobrze, aby móc zostać w tej pospolitości, zanurzyć się w niej po uszy, a nawet dać w nią nurka na wieki — doprowadzić nudę aż do stopnia jakiegoś straszliwego szału. Niestety próżne to były marzenia. Poszukiwanie dziwności w pospolitości nikogo już dziś zadowolnić nie mogło. W literaturze nawet norwegowie wyprztykali się na ten temat, nie mówiąc o krajowych landszturmistach normalnej bele-