Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jej codzienny brat, będąc jakby w innym świecie! „Il a une autre vision du monde“, ce bougre-là, a deux pas de moi — e mua kua?“ — dokończyła „po polsku“.} — Ale wyzwoliłem się przez ten czyn okropny — od niej i od siebie. Jeśli mnie nie zamkną, to życie moje może być wspaniałe... — Urwał, wpatrzony w absolutną nicość: swoją i otaczającego świata. Djabły spuściły kurtynę — widowisko skończyło się. Ale niewiadom o było, jak długo mógł trwać ten antrakt — może do końca życia? Wzdrygnął się. Ogarnęła go gorączka czynu. Robić, robić, cokolwiekbądź, „choćby pod siebie robić“ byle jaki czyn. Ha — nie tak to łatwo. Ale i tu wypadki miały pomóc temu nieszczęsnemu „szczęściarzowi“. — (ohydne). Byle dotrwał do rana. — Najgorsze jest to że nie wiem kim był on. — Mówił już poprostu drab ze dna, zamalgamowany z resztkami, z pozorami raczej dawnego Zypka, w jedną nierozdzielną twardniejącą już miazgę. A tak był zamaskowany, że gdyby nie oczy, przez które czasem z Zypciowego ciała na świat wyglądał, nikt (nawet sam Bechmetjew) nie poznałby, że to już nie dawny Zypek, tylko całkiem ktoś inny straszny i niepojęty — niepojęty dla nikogo, nawet dla siebie samego. Na tem właśnie polega obłęd. — Ale najgorsze jest to, że nie wiem kim był on — dodał Zypcio po chwili. Nie było to najgorszem, ale tak mu się w tej chwili zdawało.
Liljan: Dowiemy się z gazet — „odparła“ natychmiast Liljan z tą przytomnością umysłu i żywością, cechującą panienki tego pokolenia. O, rybki zwinne, mądre myszki i jaszczureczki przemyślne, w jednych i tych samych osobach — czemuż was nie poznamy nigdy, my, starcy 40–stoletni już w 1929–tym roku, skazani na oglądanie strasznego narybku bezmyślnych „grzmotów“ sportowych! Ale mniejsza z tem. — Ja dla ciebie zrobię wszystko. Od 10–tej byłeś u mnie i nie wychodziłeś. Mama z panem Józefem o 9–tej już byli u sie-