Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jakby w tej chwili właśnie straciła to słynne dziewictwo, o którem legendy całe słyszała od mlaszczących się lezbijsko koleżanek i od samej baronowej. I to z nim, z tym czystym duchem w mundurze, takim bratowatym naprawdę, którego nie potrzebowała mieć w sobie, aby go tak kochać. Oczywiście nie wiedziała co to znaczy naprawdę, ale tak jakoś to sobie wyobrażała i koniec. Była to chwila prawdziwego szczęścia: obietnicy prawdziwej, pełnej rozkoszy z tamtym ukochanym, rumuńsko–bojarskim, artystycznym bykiem. Służyć jemu będzie za tę chwilę do końca życia. Najgorszych dla siebie rzeczy dokona, byle tylko on mógł tak prosto iść w swym rozwoju jak mu nakazuje ukryta w nim siła. Ujrzała, wewnątrz siebie jakby odbite — cała była ze zwierciadeł w tej chwili — nieskończone jego możliwości i pochłonęła go całego, jak armata połykająca pocisk. Ale nie miała już siły wyrzucić go z siebie. On tylko sam, jeden–jedyny, mógł cisnąć sobą w mroczną, burzliwą przestrzeń życia. Widziała „tarczę tajemną jego przeznaczeń“ (co to było niktby się nie dowiedział): jasny, promienny dysk na „czarnem wzgórzu śmierci“ z jakiegoś obrazka, tarczę, w którą on musiał trafić sobą, jak kulą. Ale ta chwila to już była właśnie sama śmierć. W tem trafieniu jest sens ostateczny. Przypomniała sobie zdanie ojca: „...stawiać cele poza rogatkami życia...“ Sturfan też o tem bredził. Ale czemże są te jego artystyczne „piereżywanja“ wobec takiej oto historji. Niech sprobuje dokonać czegoś takiego. To przecie pęknąć można. I ona jedna, która wiedzieć będzie wszystko: prawdę motywów, lub raczej ich braku, tej przedziwnej zbrodni, której nie zrozumiałby nikt — nikt prócz niej. Bo zrozumiała go tak do głębi, jakby była nim samym, tej okropnej, a jednak pięknej, może najpiękniejszej nocy. Musi sobie to przypomnieć (i przypomni napewno) w noc poślubną i wtedy tajemnica ta połączy się jej z tamtem wszyst-