Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Musisz, musisz, ale nie wiem co musisz! — krzyknął prawie i przebił jej oczy nawylot spojrzeniem morderczem, zbrodniczem — w spojrzeniu tem wystrzelił ostatni nabój świadomości — za tem czaił się tylko jakiś nieznany, rozpętany, bezimienny żywioł, a tuż obok ohydna, pospolita, głupia jak but śmierć: imię tego po polsku „lustmord“, ale nie jakiegoś tam idjoty pod krzaczkiem, dokonany na babie, wracającej, czy idącej na jarmark (medycyna sądowa Wachholca: pejzaż letni z białym krzyżykiem pod krzaczkiem właśnie, obok fotograf ja jakiegoś matoła, a dalej zdjęcie potwornie smasakrowanego trupa jej, tej biednej baby: jakieś serki zmieszane z mózgiem, wątroba owinięta w podartą spódnicę, posiniaczone nogi, posypane suszonemi grzybkami — „wizja lokalna“ — coś piekielnego! Wieczór zapada za lasami, a w gliniankach kumkają żaby.) (Taki obraz przemknął przez wyobraźnię Persy i nagle przestraszyła się: tak naprawdę po ludzku, bez żadnej już perwersji) o nie — to był (w jego oczach) potencjalny lustmord tak wyrafinowany, że aż niepojęty. Najdziksza fantazja nie mogłaby odtworzyć sposobu i warunków w jakich mógłby się odbyć — o tem mógł wiedzieć tylko gość ze dna. Ale on stracił połączenie z istotą Zypcia — stawał sam do walki z tajemną grozą istnienia, na własną odpowiedzialność.
— Siadaj, Zypulka — pomów ze mną — ja ci wszystko wyjaśnię. Uspokoję — wytłomaczę. Na co ci to? Zapomnij o tem, nie myśl. — Siedziała już w zupełnie przyzwoitej pozie, tylko ząbki jej szczękały cienko, prędko, niespokojnie, jakby jakie obce, niezależne od niej gryzoniowate stworzonka. — No — Zypulka. Biedny chłopczyk, kochany. Nie patrz tak na mnie. — Straciła nagle siły i zakryła twarz rękami. Nie było już w tem żadnej przyjemności. Przesoliła. Stał wypięty, stężały. Wszystko cofnęło się w głąb i tam, w podświadomych jaskiniach odbywała się cała awantura,