Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostateczna prawda, jeśli go nie zakrywa szczelnie granicznemi pojęciami. Ale na luksus pojęć granicznych nie każdy sobie pozwolić może“. Tak mówił kiedyś do Bazylego Tengier. A jednak była to rozkosz kiedy daleko, daleko poza seledynem rozciągał się bezkresny kraj „Czarnego Placka“... Tak nazywał się ów ląd, na którym zdawała się lądować bezprzestrzenna w granicy jaźń, po przepłynięciu groźnego, ale skończonego oceanu zupełnej nicości — to było cudem. Tam dojechali z trudem ostatniego razu dwa lata temu, zużywszy we trzech — trzecim był logistyk Afanasol Benz vel Bęc — litr eteru. Ale bezpłodność tych światów na krańcach świadomości, te przyjemnościowe jedynie przejażdżki w krainę zaktualizowanej nicości i absolutnej, prawie metafizycznej samotności i niemożność zużycia ich dla swoistej, zamkniętej sfery samokonstruujących się dźwięków, zniechęciły Tengiera do tego zakazanego zresztą procederu. A żona przytem prała zdrowo po włochatym pysku, gdy zionął z niego na drugi dzień wstrętnym zapachem jałowej trucizny. Tak to z dwóch niewspółmiernych powodów wyrzekł się Tengier ostatniego z narkotyków wyższej marki i został przy starym, dobrym alkoholu — ten działał na twórczość bezpośrednio, był nawet zapładniający, poza kolosalnem ułatwieniem technicznem, doprowadzaniem do zgęstnienia nieuchwytnej wizji muzycznej. Niedarmo mówił o Putrycydesie pewien moskiewski hyperkonstruktywista: „etot Tengier piszet kak choczet“ — nie było takiej wizyjnej kombinacji dźwięków, którejby ten zamknięty w małej pastylce metafizyczny wulkan nie rozłożył na zrozumiały rytmicznie i głosowo symbolizm. Ale i to miało przejść niedługo w sferę niepowrotnych cudów — życiowe nasycenie złamało ten wspaniały talent, rosnący proporcjonalnie do dysproporcji między żądzą, a jej spełnieniem. Księżna miała rację, jak wszystkie „précieuse’y“ jej epoki.