Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkiego w postaci tej bezwstydnej baby i rozkosz w tem zaprzeczeniu właśnie. Ale czemu ona była symbolem odwrotności dawnych, własnych i narzuconych ideałów? Czyż mógłby od niej „dowiedzieć się o życiu“, pozostając tamtym? Okropne, ale rozkoszne — nie było na to rady.
Wzburzona od samego dna, nawarstwiona przedtem sztucznie pod ciśnieniem, szlachetność (ta prosta, nie dająca się opisać zupełnie) i idealizm (wiara w jakieś bliżej nieokreślone „rzeczy wyższe“), które oznaczało środkowe kółeczko w schemacie „jaźni“ własnego pomysłu), napotkały tamę, wycyzelowanej osobiście i od wieków kobiecej zwierzęcości, najeżonej różnorodną płciową bronią, jak pancernik lub twierdza armatami. Jednak u podstawy wszystkich początków czegokolwiek bądź w jego życiu był ojciec, ten opasły piwowar z siwemi wąsiskami à la polonaise. Mógł przecie nie pozwolić mu pójść na ten „Kinderbal“, jak nazywał wieczorki u księżnej. Nie — on sam pchał go w ten gomon rozpusty i użycia, sam go do tego namówił, jak tylko poczuł się lepiej po „szlagu“. Może tem chciał go odciągnąć od wymarzonej literatury? Ale znowu czyż on mógł być autorytetem, gdy mówił o przodującem stanowisku narodu w pochodzie cywilizacyjnym (ale za cenę wypełnienia pewnych warunków: organizacji pracy, wyrzeczenia się socjalizmu, powrotu do religji, oczywiście katolickiej), jak mógł dziś uważać się za kogoś wybranego na tle tego, co działo się na świecie całym, on, niepomiernie używający życia pseudo-wojewodowaty starzec, wyrosły jak grzyb potworny na bagnie nędzy i krzywdy swoich robotników, których wysysał maksymalnie, według zasad tej właśnie naukowej organizacji, wmawiając im, że za 200 lat osiągną fordowski dobrobyt, który tam dawno się już skończył. (Okazało się, że ludzie nie są znowu tak wielkiem bydłem i że bez idei żyć im trudno. I pękła cała ta osławiona Ameryka, jak olbrzymi, okropny wrzód. Może i gorzej im było