Strona:PL Stanisław Brzozowski - Pamiętnik.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w którym ta hańba i ta skaza są już nieobecne. To zawdzięczam Newmanowi i to uważam za stwierdzenie, jak bezwzględnie zdrowym, harmonijnie-silnym był ten cudowny umysł. M. Arnold miał widzenie jego wyjątkowości. Niech błogosławione będzie imię nauczyciela mego i dobroczyńcy. Prawie lękam się, że go znieważam przez to powiązanie mojej biednej duszy z jego światłością. Nie śmiem pisać więcej, nie śmiem snuć w słowach tego wątku — modlitwom jego przyszłość moją, duszę moją składam, ducha opiekuńczego o wstawiennictwo proszę, o rozumiejące miłosierdzie i ożywiającą siłę. Wierzę w Jego istnienie, wierzę, że żyje on w błogosławionej dziedzinie potężnej budowy, wierzę w moc wstawiennictwa, w błogosławioną siłę modlitwy i obcowania. Nie śmiem ja wznosić za niego moich modlitw. Stoję w milczeniu z rozwartą duszą. Modlę się o siłę, o zdolność wytrwania i o dobrotliwy wzgląd na dwoje dusz tak bezbronnych. Nie śmiem pisać, raz jeszcze czuję do głębi prawdę, straszliwą prawdę słów, które jutro — nędzo, nędzo i słabości — wydadzą mi się może uniesieniem. Źle, słabo może, ale wierzę, wierzę w tej chwili. Nikła jest ta wiara, może zelżywe jest jej samo istnienie. Nie mam innej. Tak wyzuta z prawdy jest moja dusza, z prawdy i odwagi wytrwania przy niej, tak wielką jest przemoc zimnych godzin, zelżywych chwil sceptycyzmu — a przedewszystkiem życia mojego, życia tak pełnego błędu i sła-