Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„A jeżeli utonie (jakto często bywa),
„Ta wstydząc się, zapaską twarz sobie zakrywa;
„Chociaż cieszy ją ojciec i matka lub ciotka,
„Rozwodzi żal że ciężkie nieszczęście ją spotka!” —
O! ile z tąd obrazów, wrażeń i wspomnienia
Unosimy ze sobą pełni zadziwienia:
Że ubawiwszy siebie wśród tego zacisza,
Błogosławić musimy siedzibę Dzianisza.
Tu w jesieni — jeżeli czas posłuży suchy,
Górale w sidła swoje łapią jemiołuchy,
Które jałowcowemi żyjąc jagodami,
Usiadają na niskich krzakach gromadami;
Sieć leży rozłożona, a na środku sieci,
Uwiązany na wabia ptak czasem podleci;
Odezwie się — a zaraz kilka z wolna siada,
A gdy już chmurą całą usiądzie gromada:
Góral za sznur pociągnie, i w jednym momencie,
Widzi pełny radości swoje przedsięwzięcie:
Mnóstwo ptaków w największym krzyku i swawoli,
Przemyślnym swym sposobem bierze do niewoli.
„Panosku!” — rzekł przewodnik — „z waszéj uprzejmości
„Poznaję, żeście wielkiéj serca poczciwości;
„Że wszystko uważacie i opisujecie,
„A wszędzie się cieszycie, roskosz znajdujecie;
„Więc gdy nas tak cenicie i tak poważacie,
„Coście nie usłyszeli — teraz posłuchacie:
„Te Dudowe-kominy jakby ustawiane,
„Są przez duchy niedobre dawno zamieszkane —
„Niemające litości: Strzygi lub Strzygonie,
„Które gniéw i nienawiść noszą w swojém łonie,
„Które gdy się na kogo uwezmą koniecznie,
„To będzie nieszczęśliwy cierpiał bóle wiecznie!