Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mając zadowolenie, do zmroku od ranku
Kochanek w swéj samicy samica w kochanku. —
A mlecz z fioletowym kwiatem wystający,
I Łopuch z mordownikiem, i kobytnik lśnący
Stoi nad głębokiemi rozpękami głazów,
Pełnych wężów, jaszczurek, żab i innych płazów;
A te garby, mrowiska i gęstwin zarody,
Piękniejsze się wydają niżeli ogrody,
Jakie przemysł i ręka człowieka zrobiła,
Choć drzew obcych i kwiatów w nich nagromadziła!....
To przyroda w postaci zostając wieśniaczéj,
Prosta, dzika, a wszędzie wygląda inaczéj....
Tu używa chwil błogich swém wolném istnieniem,
Nie wstydzi się człowieka żadném ozdobieniem,
Nie ulega dziwactwu ni zachceń przywarom,
Ani się nie poddaje nudzącym rozmiarom!
Wszystko buja rozkosznie, szczęśliwie oddycha,
I swém szczęściem do człeka mile się uśmiécha!
A człowiek, chociaż duszą jest ubogacony,
Uczuciem i wymową wyżéj postawiony,
Nie jest w stanie zrozumieć głosu téj przyrody,
Ani pojąć jéj życia, szczęścia i swobody,
Domyśliwa się tylko — lecz jego domysły,
Nikłemi są jak iskry, co zgasły jak błysły! —
Z doliny Koperszagi idąc po kamieniach,
Po gałęziach w gałęzie, po rosie i cieniach;
Po trawach i po piasku — potém w rąbanisko,
Coraz niżéj i niżéj, aż nareszcie nisko
Między jodły odarte i rzadko stojące,
Nad pniami sióstr poległych smutnie dumające;
Z których nie jedna burzą wiatru wyłamana
Leży, a z jéj korzeni poziomka rumiana